Forum www.sshg.fora.pl Strona Główna

www.sshg.fora.pl
Forum dla fanów paringu Severus Snape i Hermiona Granger
 

Syn - prace konkursowe.

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.sshg.fora.pl Strona Główna -> SS/HG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
coolness
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lochów...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Sob 21:10, 12 Cze 2010    Temat postu: Syn - prace konkursowe.

Konkurs pt. "Syn"


Cytat:
Warunki: Syn Hermiony znajduje zdjęcie oraz list, wpis do dziennika, artykuł (czy coś takiego), z którego wynika, że nie jest on synem swojego ojca (Hermiona ma męża, którym jest... *ten, co go na to miejsce wybierzecie*), a synem Snape'a. Domaga się od Hermiony odpowiedzi.


Sposób oceniania:
Punkty przyznajemy w następujących kategoriach:
- zgodność z tematem
- oryginalność
- kanon
- poprawność (styl, język, ortografia, interpunkcja etc)
- punkty dodatkowe
Ogółem każdemu tekstowi najwięcej można przyznać 50 punktów (po dziesięć na każdą kategorię). (przydałoby się obok punktacji zamieścić krótkie uzasadnienie).

Autorzy prac nie oceniają.

Jako, że epbrod nie udało się napisać pracy konkursowej, dostaje ona różową rangę Tchórzofretki na okres dwóch tygodni.

Życzę wszystkim, aby przy okazji kolejnego konkursu, nie było takiego upału. Jak jest tak ciepło, pisać się nie da...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Pon 20:26, 28 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lochów...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Sob 21:12, 12 Cze 2010    Temat postu:

Tekst A

Ojciec


"Dzieci zaczynają od tego, że kochają swoich rodziców. Po pewnym czasie sądzą ich. Rzadko kiedy im wybaczają."
Oscar Wilde

Dedykowane współzawodniczkom.



Hermiona już wielokrotnie zastanawiała się, czy jej praca ma jakikolwiek sens. Nie chodziło bynajmniej o to, że jej nie lubiła. Powodem, dla którego za każdym razem, gdy jej przełożony przynosił jej nowy tekst do sprawdzenia, jęczała z rozpaczy było to, że poziom, jaki przedstawiali sobą pisarze ery powojennej był koszmarny. Szalejące przecinki były niczym w porównaniu z tym, że Harry najwidoczniej posiadł ową magiczną zdolność "cofania się do tyłu" - tutaj autor zakładał, że można "cofać się do przodu" - albo z tym, że Voldemort w momencie śmierci "wyrzucił z siebie zduszone "Wybacz!". Zdarzały się oczywiście chlubne wyjątki, ale było ich na tyle mało, że ginęły pod stertami pseudotwórczych tekstów.

Kobieta westchnęła ciężko, zastanawiając się, czy warto się męczyć z wymyślaniem konstruktywnego komentarza do frazy "patrzał na nią z namiętnym wzrokiem". Po chwili stwierdziła, że dłużej już nie wytrzyma. Musi zrobić sobie mocną kawę. Bycie zbyt wredną raczej nie pomogłoby jej w pracy, a jedynie wszystko by utrudniło.

W związku z tym odłożyła pergamin oraz przybory do pisania na stolik obok kanapy, po czym wstała i poszła do kuchni. Tam włączyła radio i tanecznym krokiem podeszła do kuchenki elektrycznej, z której zdjęła pusty czajnik. Nalała do niego wody i z powrotem ustawiła, włączając płytę.

Zgodzili się z Ronem, że niektóre mugolskie wynalazki są na tyle przydatne, że warto mieć je w domu. W związku z tym ich kuchnia nie różniła się wiele od tej, należącej do rodziców Hermiony. Była tylko odrobinę bardziej zagracona, bo ani pani, ani pan domu nie mieli czasu, by w niej posprzątać. Los chciał, że ich syn miał teraz wakacje i spędzał je u dziadków, więc również nie mógł w jakikolwiek sposób doprowadzić kuchni do stanu jako takiej używalności.

Pani Weasley, klnąc pod nosem jak szewc, wygrzebała spod sterty brudnych naczyń swój ulubiony kubek. Umyła go, wytarła i nasypała do niego trzy kopiaste łyżeczki kawy. Czajnik zawył głośno. Zalała kawę, rozkoszując się jej gorzkim aromatem.

Posłodziła, po czym wyciągnęła z szuflady łyżeczkę i zamieszała. Z ciepłym kubkiem w dłoni skierowała się w stronę szerokiego parapetu, na którym chwilę później usiadła, pociągając łyk czarnego płynu.

Pogoda na zewnątrz pozostawiała wiele do życzenia. Hermiona nie pamiętała, kiedy ostatnio odnotowano w Wielkiej Brytanii tak wielkie opady, ale z pewnością było to dawno temu. Część miast była kompletnie zalana. W samym Londynie woda na ulicach sięgała kostek, a Tamiza groziła wylaniem.
W innych hrabstwach ludzie tracili domy i cały dorobek, i nikt nie mógł nic na to poradzić. Chyba, że był czarodziejem. Na całe nieszczęście zdecydowaną większość brytyjskiego społeczeństwa stanowili zwykli, szarzy obywatele, dla których magia istniała jedynie w baśniach i legendach.

Deszcz rytmiczne stukał o szybę, która oddzielała Hermionę Weasley od błotnistej łąki i ścieżki, którą do domu po pracy wracał Ron.

Odetchnęła głęboko, zastanawiając się, jak Teodor bawi się podczas wakacji. W styczniu skończył piętnaście lat i teraz zaczynał piąty rok nauki w Hogwarcie. Był pilnym, zdolnym uczniem i z całą pewnością dobrze czuł się w Ravenclawie. Nigdy nie mieli z nim problemów, a nauczyciele chwalili go otwarcie, co było nieustannym powodem ich dumy.
Samodzielny, zamknięty w sobie i małomówny był dla nich wszystkim. Hermionie cudem udało się donosić ciążę. Magomedycy stwierdzili jednogłośnie, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci. Ron opiekował się nią troskliwie, starając się, by nie miała czasu na myślenie o tym. Na całe szczęście Teodor rósł i był zdrowy, a opieka nad nim pochłaniała większą część czasu Hermiony.

Gdy chłopiec miał sześć lat, zaczęła korespondencyjne studia filologiczne. Skończyłą je pięć lat później, gdy Teo szedł już do szkoły. Zaczęła pracować w wydawnictwie "Magiczna Sowa". Na kanapie w salonie spędzała większość swojego czasu, jednocześnie doglądając domu, pisując do szkolnych przyjaciół i umawiając się z nimi na spotkania na Pokątnej. Czas mijał jej wyjątkowo szybko i nawet nie zauważyła, gdy jej syn stał się wyższy od niej, a jego rysy stały się bardziej męskie niż chłopięce. W czarnych oczach błyszczała inteligencja, ciało nabrało gracji, a uśmiech stał się tajemniczy.

Dziwne uczucie - zauważyć, że jej mały chłopiec staje się mężczyzną. Jeszcze niedawno mogła spokojnie wziąć go na ręce, a teraz, by spojrzeć mu w oczy, musiała zadzierać głowę. Uśmiechnęła się lekko, odkładając kubek po kawie na podłogę.

W tym momencie coś za oknem przykuło jej uwagę. Srebrzysty błysk na początku ścieżki przybliżał się, z każdą chwilą nabierając kształtu, który w strugach deszczu był nie do określenia.

Chwilę później w pomieszczeniu pojawił się patronus. Niewielki pies usiadł naprzeciw niej, spuszczając uszy, po czym odezwał się głosem jej męża:

- Teodor uciekł z domu rodziców. Przenieś się do Nory i czekaj tam na mnie. Pójdziemy go poszukać.

Hermiona poczuła, jak serce zamiera jej w piersi. Strach owinął się wokół niego, uniemożliwiając pompowanie krwi. Jej twarz zrobiła się kredowobiała, a w głowie kołatało się tylko jedno słowo: "... uciekł..."

Szybko przeszła do salonu. Wzięła ze stołu różdżkę, rzuciła niewerbalne Incendio w stronę kominka. Z miseczki stojącej na gzymsie wzięła trochę proszku Fiuu, który wrzuciła w szalejące płomienie. Weszła w nie, mówiąc wyraźnie "Nora".

***

Dworzec w Little Hampshire był strasznie obskurny. Z pomalowanych farbą ścian odłaził tynk, a jedyny peron usiany był odpadami. Wokoło unosił się drażniący zapach fekaliów. Niegdyś zielona ławka była teraz w połowie pozbawiona farby. Dwa szczeble były złamane i wisiały nieestetycznie. W całym tym pobojowisku, na trzeszczącym taborecie siedział wychudzony, szpakowaty mężczyzna w policyjnym uniformie. Rozglądał się wokoło, a gdy słyszał nadjeżdżający pociąg - chyba jedynie z czystego przyzwyczajenia - gwizdał oznajmiając jego przybycie.

- Druga dwadzieścia z Yorku! - krzyknął ochryple, chwilę później opierając się o obdrapaną ścianę. Wolał nie ryzykować zmoknięcia.

Zdziwił się, gdy z pociągu wysiadł dobrze wyglądający, młody mężczyzna z płócienną torbą przewieszoną przez ramię. Był nieuczesany i sprawiał wrażenie zmęczonego, jednak nadal nie pasował do okolicy i strażnik nie pamiętał, by widział go tutaj wcześniej.

Chłopak rozejrzał się, zmarszczył brwi i westchnął ciężko. Jego spojrzenie na dłuższą chwilę zatrzymało się na twarzy strażnika. Mężczyźnie wydawało się, że patrzy na niego sam diabeł - czarne oczy zdawały się w ogóle nie mieć źrenic.

W dwóch krokach znalazł się naprzeciw niego. Skłonił się grzecznie i uśmiechnął.

- Nie wie pan może, jak dojść stąd na cmentarz? - zapytał spokojnie.

- Ależ oczywiście, że wiem! - stwierdził strażnik, wstając powoli. - Ale nie radziłbym tam iść.

- Dlaczego?

- Panie, jak pan myśli? Pada od tygodnia i błoto jest - prychnął, drapiąc się po krzaczastej brwi. - Ale jak pan musisz, to prosto tą drogą i później w lewo. Taka stara brama, płot z krzaków. Na pewno pan znajdzie.

- Dziękuję. - Uśmiechnął się ponownie, skinął głową w geście pożegnania i odszedł.

Szedł spokojnym krokiem, czując jak chłodny deszcz moczy mu koszulę i chlupocze w butach, lecz nie przejął się tym zbytnio. Nie interesowało go nic, poza celem, który sobie wyznaczył. Musiał coś zrobić. Czuł, że musi.

Zacisnął mocniej dłoń na pasku torby. Miał szczerą nadzieję, że materiał nie przemoknie. Listy, które przywiózł tutaj ze sobą, nie należały do niego i nie chciał ich zniszczyć. Zwłaszcza, że były najwyraźniej jedynym dowodem kłamstwa jego matki. Przez całą drogę zastanawiał się, jak mogła być tak nierozsądna, by zostawić je na strychu w domu dziadków? Przecież ktoś mógł to przeczytać i tak jak on dowiedzieć się prawdy. Mama najwyraźniej miała dużo szczęścia, bo kufer, w którym znalazł plik kopert i różnej wielkości skrawków pergaminów wyglądał na nieotwierany od wielu lat.

Przyspieszył nieco, słysząc grzmoty. Chwilę później po lewej stronie zamajaczył fragment ogrodzenia, ponad którym widać było nagrobne pomniki. Doszedł do bramy i pchnął ją lekko, a ta otworzyła się, skrzypiąc nienaoliwionymi zawiasami. Ostrożnie wszedł na teren cmentarza.

Przed nim rozciągała się chaotyczna plansza, na której szalony szachista poukładał stanowczo za dużo figur. Nie było sensu doszukiwać się tutaj jakiegokolwiek porządku. Chłopak westchnął ciężko, wyciągając z torby pęk kartek i błogosławiąc w myślach Merlinowi za to, że choć przez chwilę nie pada. Szybko przerzucał pojedyncze kartki, pobieżnie przeglądając ich treść, aż w końcu znalazł jedną, która go w tym momencie interesowała.

... ojciec pochował ją na cmentarzu w Little Hampshire. Niewielki nagrobek z dość obskurnie wyglądającym aniołem. Gdy byłem pierwszy raz na jej grobie, brakowało już jednego skrzydła. Jacyś wandale musieli odłupać je "dla zabawy". Ojciec był wściekły...

Przeszedł kawałek, uważnie rozglądając się dookoła. Odgarnął z twarzy pasma mokrych włosów, które - normalnie odstające - teraz lepiły mu się do twarzy. Nie widział jednak żadnego anioła.

"Może stracił kolejne skrzydło?" - przeszło mu przez myśl. Nie pomylił miasteczka, więc grób musiał być gdzieś tutaj.

Wreszcie zauważył go. Stał oddalony od reszty. Czysty i zadbany, jakby ktoś regularnie przychodził tutaj, pamiętając o spoczywających w tym miejscu ludziach.

Dlaczego mi to zrobiłeś, Severusie?
Mieliśmy być razem, pamiętasz? Pamiętasz to, cholerny egoisto?! Co ja mam zrobić, Severusie? Co ja mam teraz zrobić? Teraz, gdy Ciebie nie ma? Merlin musi mnie nienawidzić. Z pewnością dlatego mi Cię zabrał...


Zmarli nie mogą mówić, ale w jakimś stopniu mogą stanowić odpowiedź na dręczące żyjących pytania. Teodor Wealsey czuł, że właśnie tutaj powinien szukać rozwiązania swoich wątpliwości - razem z tymi listami i zawartym w nich pokładem uczuć. Jego matka i ten mężczyzna musieli bardzo się kochać. Na tyle, by w czasie wojny, miesiąc przed ostatnią bitwą, wymyślać dla niego imię, a jednak mama nic mu o tym nie powiedziała. Jeszcze dwa tygodnie temu był pewnien, że jego ojcem jest Ron Weasley.

Ron nadal był jego tatą, ale Teo miał świadomość, że bezpowrotnie stracił szansę na poznanie biologicznego ojca, którego ciemne oczy patrzyły na niego ze starej fotografii, jaką znalazł w jednej z kopert. Czuł, że stracił coś bardzo cennego. Tak, jakby ktoś zabrał mu kawałek jego własnej tożsamości i zostawił puste miejsce, którego Teo nijak nie potrafił zapełnić.

Nagrobek był prosty i faktycznie niewielki. Na płycie z ciemnego kamienia ktoś wyrył dwa imiona i nazwiska.

- Eileen Prince. Tysiąc dziewięćset czterdzieści trzy do siedemdziesiąt osiem... - Delikatnie dotknął żłobień i uśmiechnął się, wyczuwając pod palcami lekkie wibrowanie. Magia otaczała to miejsce jak kokon.

- I Severus Snape. Tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt do dziewięćdziesiąt osiem. - Zamilkł na chwilę, po czym usiadł na mokrej ziemi. - Cześć, tato.

***

Zauważyła go od razu. Siedział na ziemi z pochyloną głową. Biała, lniana koszula przylgnęła do jego pleców, a włosy poskręcały się mocniej niż zwykle od wszechobecnej wilgoci.

- Wracaj do pracy, Ron. Muszę z nim porozmawiać - stwierdziła, odwracając się do męża.

- Oczywiście. Będę jutro rano po dyżurze. Jakbyś czegoś potrzebowała, wystarczy zafiukać. - Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i lekko ścisnął jej dłoń.

Spojrzała na niego jeszcze raz i przekroczyła próg cmentarza. Przeszła między nagrobkami i stanęła za Teodorem, który czytał na głos pojedyncze fragmenty listów i zadawał pytania, jakby licząc, że spoczywający tu ludzie będą w stanie mu na nie odpowiedzieć.

- Musimy porozmawiać, Teo - powiedziała spokojnie, siadając obok niego. Chłopak zamilkł i odwrócił się w jej stronę. Jego czarne oczy błyszczały od gniewu.

- Kłamałaś. - Jego głos był cichy i nerwowy.

- Dla twojego dobra, synku. - Delikatnie dotknęła dłonią jego ramienia. - Chciałam ci powiedzieć, ale czekałam na odpowiedni moment.

- I musiałaś kłamać - parsknął, z powrotem skupiając wzrok na zapisanych kawałkach pergaminu. - Nie mogłaś mi powiedzieć, prawda? Że tata nie jest moim tatą, bo mój tata zginął na wojnie?

- Teo, to nie jest takie proste... - Westchnęła Hermiona, wyciągając mu listy spomiędzy zaciśniętych palców. - Opowiedzieć ci całą historię?

- I mam ci uwierzyć? - spytał sceptycznie.

- Powinieneś.

Podniósł na nią wzrok i ponownie spojrzał jej w oczy.

- Mów.

Hermiona uśmiechnęła się lekko, po raz pierwszy od dawna pozwalając wspomnieniom płynąć swobodnie. Obrazy przelatywały jej szybko przed oczami.

- Twój ojciec był nauczycielem. Nazywał się Severus Snape i był Mistrzem Eliksirów w Hogwarcie. Nikt go nie lubił, bo był tak antypatyczny, że ciężko się dziwić. Był niesprawiedliwy wobec uczniów, grubiański i niekulturalny. Nigdy nie krzyczał, ale jego cichy, chłodny głos był o wiele gorszy niż najgłośniejszy wrzask. - Przerwała na chwilę. Pogładziła chropowatą powierzchnię pergaminu i przez chwilę wpatrywała się w wąskie, pochyłe litery. - Nie byliśmy w sobie zakochani. W każdym razie nie na samym początku...

- Przysłał ci list? - zapytał Teo, opierając głowę o jej ramię. Otoczyła go ramieniem.

- Tak. Bardzo krótki i zwięzły. Zaledwie dwa zdania, ale od nich wszystko się zaczęło. - Zaśmiała się cicho. - Wiesz, synku, że jesteś do niego bardzo podobny?

- Naprawdę? - Uniósł nieznacznie głowę.

- Masz jego oczy i niektóre gesty. To on wybrał ci imię. Tak, jesteś do niego podobny.

- Bardzo?

- Nie bardziej, niż do Rona. Nie zapominaj, Teo, że to rodzina i przyjaciele kształtują twoją osobowość. Środowisko, w którym żyjesz, ma zawsze największy wpływ na twoje życie. Jesteś kochanym dzieckiem, masz wielu przyjaciół i chyba jesteś szczęśliwy. - Uśmiechnęła się smutno. - Twój ojciec zawsze był sam. Samotny i osamotniony.

- Przecież miał matkę i ojca, i chodził do Hogwartu...

- Ale jego sposób bycia zniechęcał do niego ludzi. Gdy zaczęliśmy się spotykać, bardzo potrzebował kontaktu z drugim człowiekiem i miłości, choć wzbraniał się przed nią.

- Nigdy nie napisał ci, że cię kocha.

- I nigdy mi tego nie powiedział - stwierdziła ze śmiechem. - Ale ja to wiedziałam. Nie potrzebowałam jego słów i zapewnień.

- Ktoś o was wiedział, prawda? - Pozwolił, by gładziła go po włosach jak małego chłopca. Hermiona miała wrażenie, że cofnęła się w czasie i Teodor znów ma sześć lat, a ona opowiada mu bajkę na dobranoc.

- Wujkowie Harry i Draco, ciocie Luna i Ginny, tata, twoi dziadkowie i dyrektor McGonagall. Nikt inny.

- Było wam ciężko?

- Oczywiście. Musieliśmy spotykać się w tajemnicy, bo dopóki trwała wojna, nikt nie mógł się o nas dowiedzieć.

- Dlaczego?

- Twój ojciec, gdy miał siedemnaście lat, przystąpił do Śmierciożerców. - Chłopiec odsunął się od niej. - Na całe szczęście zauważył swój błąd bardzo szybko i zwrócił się do profesora Dumbledore'a z prośbą o pomoc. Został szpiegiem i był nim do końca życia. Nigdy nie przestał się ukrywać.

Zapadło milczenie. Wiatr zrywał mokre liście z drzew i strzepywał z nich ciężkie krople deszczu, które spadały na nich. Robiło się coraz ciemniej. Cmentarz znikał pomału w cieniu, a bladozłota łuna na niebie wskazywała na to, że do zachodu słońca pozostało niewiele czasu.

- Jak... - Chłopak urwał w połowie, po czym zerknął na nagrobek i odetchnął głęboko. - Tu jest napisane, że zginął w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym roku. Ostatni list pochodzi z kwietnia... Czy on... Podczas Wielkiej Bitwy o Hogwart...?

Hermiona zamknęła na chwilę oczy, starając się odgonić od siebie obraz martwych, czarnych oczu i dotyku zimnej dłoni, którą ściskała mocno między swoimi. Mogła wyraźnie poczuć ostry zapach krwi i potu, słyszała krzyki i płacz otaczających ją ludzi, którzy szukali swoich bliskich lub klęczeli nad ich ciałami.

Hermiona natomiast siedziała na mokrej trawie i po prostu patrzyła, nie wykonując najmniejszego ruchu.

"Czuję się tak, jakby świat walił mi się na głowę..." - przypomniałaś sobie słowa Harry'ego po śmierci Syriusza i w tamtym momencie zgadzałaś się z nim w zupełności.

Kobieta odetchnęła głęboko. Otarła łzy wierzchem dłoni i uśmiechnęła się blado.

- Osłonił wujka Draco. Uratował mu życie, ale sam zginął... - powiedziała z goryczą. - Każda wojna niesie ze sobą niepotrzebne ofiary. Straciliśmy tylu ludzi tylko dlatego, że Voldemortowi zachciało się władzy nad światem i nieśmiertelności...

- Myślisz, że on by mnie kochał, mamo? - zapytał po chwili wahania.

- Kochał cię na pewno. Jeżeli chcesz, możesz z nim porozmawiać.

- Jak? - zdziwił się chłopiec.

- W Hogwarcie, w gabinecie dyrektora wisi jego portret... - Zaśmiała się, widząc błysk w jego oczach. - Ale załatwisz to, jak już wrócisz do szkoły. Teraz porozmawiamy sobie trochę na temat uciekania z domu...

Teo jękną i wzniósł oczy ku ciemnemu niebu, po czym wstał, ruszając za matką w stronę bramy. W pewnym momencie obejrzał się i uśmiechnął lekko.

- Do zobaczenia w szkole, tato.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Sob 22:52, 12 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lochów...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Sob 21:13, 12 Cze 2010    Temat postu:

Tekst B

Przysięga


Josh od zawsze wiedział, że coś jest nie tak. Jego rodzice uśmiechali się do niego, przytulali i ogólnie byli zwykłymi rodzicami. Tak sądził, dopóki nie zauważył, że rodzice innych dzieci nie sypiają osobno, przytulają się, całują i mówią sobie, jak się kochają. Jego rodzice spali w pokojach położonych jak najdalej od siebie, unikali kontaktu fizycznego tak, jak to tylko było możliwe i rzadko kiedy się do siebie odzywali. Bywało, że tata wychodził z domu na kilka dni, a mama wcale się nie martwiła i w te dni wydawała się nieco bardziej szczęśliwa, niż zwykle. Gdy jechał do Hogwartu cieszyli się, a gdy wrócił na święta odkrył, że tata znikał coraz częściej. Och, udawali, że wszystko wciąż jest tak samo jak było, ale sypialnia taty była coraz rzadziej używana. I tak było przez wszystkie siedem lat jego nauki. Ukończył Hogwart z wynikami jeszcze lepszymi, niż jego mama i z miejsca dostał pracę w Ministerstwie. I wtedy się dowiedział.
Każdy pracownik Ministerstwa miał swoją kartę, w której były zapisane wszystkie jego dane. Josh chciał ją zobaczyć z ciekawości jak coś takiego wygląda. Zwykły, żółty pergamin, na którym wprawną ręką skryby spisane było całe jego życie.
Nazwisko i Imię: Potter, Joshua Alexander
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka 5, Anglia
Data urodzenia: 12.01.1999
Miejsce urodzenia: Spinner’s End 26
Nazwisko i Imię matki: Granger, Hermiona Jane
Nazwisko i Imię ojca: Snape, Severus Septimus
Nazwisko i Imię prawnego opiekuna: Potter, Harry James

Josh przetarł oczy i przeczytał dwie ostatnie linijki jeszcze raz, ale nie zmienił się nawet przecinek. Był zszokowany do głębi. Przerażony. Wściekły.
Nie zważając na to, że był w środku pracy rzucił wszystko i aportował się do domu. Taty, jak zwykle, nie było. Mama siedziała przy stole i ze smutkiem wpatrywała się w swój kubek. Jednak na jego widok rozpromieniła się i to ją całkowicie zmieniło. Wynędzniała, nieszczęśliwa, wyglądająca zdecydowanie za staro na swój wiek kobieta ponownie stała się tą śliczną dziewczyną, którą widział na zdjęciach z jej młodości.
- Josh! Herbaty?
- Nie.
- Czy coś się stało? – Słysząc jego ton zaniepokoiła się, podeszła blisko i wyciągnęła dłoń, by go pogłaskać. Odsunął się i zacisnął zęby, starając się nie patrzeć na nią z obrzydzeniem. Zdradziła ojca! Jak mogła?! Mina jej zrzedła i zbladła, po czym zrobiło jej się słabo i usiadła na krześle. – Ty wiesz. Skąd? Jak?
- Ministerstwo ma dokumenty dotyczące każdego z nas. Jest tam wszystko! Mamo! Jak… Jak mogłaś?!
Spuszczona głowa podniosła się szybko, a orzechowe oczy – takie same jak jego – zmrużyły się niebezpiecznie.
- Jak ja mogłam?! Co tam znalazłeś?!
- Że moim ojcem jest Snape, a tata jest jedynie moim opiekunem prawnym! Snape! Śmierciożerca! Ten, który was obrażał w szkole! Skończony dupek! Morderca Dumbledore’a, który wywinął się z Azkabanu!
Hermiona Granger-Potter skoczyła na równe nogi i krzyknęła:
- Nie waż się tak o nim mówić! To wszystko…!!!
Nagle złapała się za gardło, posiniała i upadła na kolana. Bez względu na to jak bardzo rozsadzała go furia kochał swoją mamę. Podskoczył do niej i trzymał ją dopóki nie nabrała powietrza. Dopiero wtedy się odezwał.
- Co ci się stało?
- Nie… nie mogę o tym mówić.
- Nerwy?- Kiedy pokręciła głową zrozumiał. Było tylko jedno zaklęcie, które w sposób tak drastyczny powstrzymywało kogoś przed powiedzeniem czegoś. – Wieczysta Przysięga… Kto kazał ci ją złożyć?
- Nie mogę o tym mówić.
- Ale ją chcę… żądam odpowiedzi, mamo! Zdradziłaś tatę? Jeśli tak… cóż… Mogę to zrozumieć, jeśli powód będzie ważny.
Jego mama uśmiechnęła się smutno i pogłaskała go po policzku.
- Chciałabym ci odpowiedzieć, naprawdę, ale nie mogę.
- To jak mam się dowiedzieć prawdy?
- Udaj się w miejsce, gdzie się urodziłeś. I nie wahaj się zadawać pytań. Pamiętaj, że nie wszystko, co usłyszałeś, jest prawdą.

***

Spinner’s End było brudną, mugolską uliczką. Dom, w którym rzekomo się urodził, był obskurny i zniszczony. Okna były praktycznie brązowe, a trawnik tak zapuszczony, że nie był pewny czy w ogóle ktoś tu jeszcze mieszka. Spojrzał na drzwi, przed którymi stał, i po raz tysięczny tego dnia zastanawiał się, czy na pewno chce tu być. Ojciec całe życie ostrzegał go przed Snape’em. Opowiadał historie o tym jak ich obrażał, rzucał na nich zaklęcia, próbował truć… I jak zabił ukochanego Dyrektora, który nic mu nie zrobił, a nawet pomógł. Często też powtarzał, że to właśnie jego były Mistrz Eliksirów wydał jego rodziców Voldemortowi. Josh przypomniał sobie, że podczas tych historii jego mama nigdy się nie odzywała, tylko mocno zaciskała pięści. Chłopak próbował skontaktować się z tatą, ale ten, jak zwykle, był poza wszelkim zasięgiem. Jakby się tak dobrze zastanowić, to nie wiedział, gdzie Harry Potter się udaje w te dni, gdy nie ma go w domu… Wychodziło więc na to, że jedyne źródło odpowiedzi znajdowało się w tym domu. Zapukał i czekał. Gdy usłyszał kroki serce zaczęło bić mu tak szybko, że słyszał dudnienie w uszach, a wnętrzności ścisnęły mu się w przypływie nerwów. Drzwi otworzyły się i za progiem stał człowiek, którego Josh nigdy nie chciał spotkać. Jeden rzut oka na tę twarz potwierdził ich pokrewieństwo. On miał ten sam nieszczęsny nos, identyczne usta i był równie wysoki. Snape spojrzał na niego niepewnie, a po chwili jego oczy lekko się rozszerzyły, szczęki zacisnęły i mocno wciągnął powietrze.
- Severus Snape?
Pytanie było bez sensu, ale musiał je zadać. Odpowiedź przyszła w tak łagodnym tonie, że aż się zdziwił. Nie wiedział czemu, ale spodziewał się krzyku i obelg.
- Tak. A ty jesteś… Josh?
- Tak. Josh Potter.
Mężczyzna skrzywił się niechętnie, po czym odsunął się na bok i gestem zaprosił go do środka. Mieszkanie było w opłakanym stanie i Josh nie mógł sobie wyobrazić, że jego mama tu przychodzi i jest w stanie to wytrzymać.
- Siadaj na fotelu przy kominku. Jeśli jesteś choć trochę jak twoja matka, to nie usiądziesz na niczym, co nie jest czyste. Herbaty?
- Nie, dziękuję.
Za dobrze pamiętał historie taty o tym, jak byli truci. Fotel nosił ślady częstego używania, ale faktycznie był czysty, więc usiadł i patrzył, jak jego biologiczny ojciec zajmuje kanapę, na której chyba coś zdechło. A przynajmniej tak to wyglądało. Zapadła cisza, w której obaj mierzyli się wzrokiem.
- Zamierzasz cały dzień się na mnie gapić, czy jesteś tu w jakiejś konkretnej sprawie?
- Może mi pan wierzyć, że nie byłoby mnie tu, gdybym mógł otrzymać odpowiedzi od mojej mamy.
- Przeklęta Przysięga Wieczysta wciąż ją trzyma, co?
- Co pan o tym wie?
Snape przez chwilę siedział nieruchomo, po czym nagle wstał i sięgnął do rozwalonego kredensu po flakonik z Veritaserum.
- Po co to panu?
- Bez tego mi nie uwierzysz, jeśli Potter naopowiadał ci bzdur na mój temat.
- Mój tata wcale nie opowiada bzdur!
- Przekonamy się.
Wlał trzy krople do kieliszka, zalał wodą i wypił jednym haustem, po czym dał znać chłopakowi, że może pytać.
- Jak się nazywasz?
- Severus Snape.
- Naprawdę jesteś moim ojcem?
- Tak.
Westchnął zrezygnowany. Czyli jednak…
- Moja mama miała z tobą romans?
- Nie.
- Jak to „nie”?! Musiała, skoro ja powstałem!
- Twoja matka i ja w tamtym czasie byliśmy parą.
- Parą?
- Byliśmy zaręczeni.
Josh otwierał i zamykał usta, bo autentycznie zabrakło mu słów. Snape patrzył mu prosto w oczy i nie było najmniejszej wątpliwości, że mówił prawdę. Kłamstwo młody Potter wyczuwał na kilometr.
- To dlaczego nie jesteście razem?
- Przez Pottera.
- Jak to? Powiedz mi wszystko! Co, jak, gdzie i dlaczego. Od początku!
- To trochę potrwa.
- Mam czas.
Mężczyzna przez chwilę się zastanawiał, po czym zaczął mówić. Josh nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że mówienie o tym sprawia mu ból.
- Znałem Pottera i Hermionę od czasu gdy przybyli do Hogwartu. Nigdy specjalnie ich nie lubiłem, a chłopaka nie znosiłem. Jego ojciec prześladował mnie przez całe siedem lat szkolnych i nigdy nie przepuścił okazji, by mnie upokorzyć. Harry wcale nie był lepszy. Obrażał mnie, spiskował przeciwko mnie i każdą moją próbę uratowania mu życia traktował jako atak na swoją osobę. Miałem dług wobec jego ojca, bo ten kiedyś uratował mi życie, chociaż w ten sposób bronił siebie i przyjaciół. Twoja matka była inna. Ona jedna we mnie wierzyła, zawsze mnie broniła i nie pozwalała jemu i Weasleyowi obrażać mnie. Pod koniec ich szóstego roku zostałem zmuszony przez Dumbledore’a do zabicia go. – Josh prychnął. Jasne. Zmuszony. – Naprawdę. Byłem pod wpływem dwóch różnych Wieczystych Przysiąg. Jedną odebrałem od Narcyzy Malfoy, drugą od samego Dumbledore’a. Obie nakazywały mi zabić go. Musiałem być posłuszny. Dyrektor zostawił swoje wspomnienie z nocy, gdy wydał mi rozkaz, ale Potter zniszczył je. Nie uwierzył. Tylko dzięki Hermionie byłem w stanie uniknąć Azkabanu, bo ona świadczyła na moją korzyść i Wizengamot musiał uznać jej wspomnienia z wizyty w myślodsiewni Dumbledore’a. Jak pewnie wiesz Weasley zginął podczas Ostatniej Bitwy. Po stracie najlepszego przyjaciela i, jak się wydawało Potterowi, zdradzie przyjaciółki, która śmiała mnie bronić, zamknął się w sobie. W tym czasie Hermiona odwiedzała mnie tutaj i pomagała mi dojść do zdrowia, bo podczas bitwy mocno ucierpiałem. – Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy i to go zmieniło nie do poznania. Josh nie mógł oderwać od niego wzroku i spijał każde słowo z jego ust. – Na początku nie chciałem jej nawet widzieć. Próbowałem wyrzucić ją za drzwi, obrażałem, krzyczałem… Nic nie działało. Na każdą obelgę odpowiadała obelgą, każdy krzyk powodował jej wrzask. Była nieznośna. – Jego mama? Nie. To niemożliwe. Hermiona Granger-Potter była spokojna i zrównoważona. I wiecznie smutna. – Po pewnym czasie pogodziłem się z jej obecnością tak bardzo, że nawet gdy wyzdrowiałem nie próbowałem ponownie się jej pozbyć. Zaprzyjaźniliśmy się, a po pół roku przyznałem się do tego, że czuję coś więcej. Odwzajemniała moje uczucie i sądziłem, że nie można być szczęśliwszym. Niedługo potem zaręczyliśmy się, Hermiona zaszła w ciążę i gdy była w siódmym miesiącu poszła powiedzieć o tym Potterowi. I wtedy zaczęło się piekło. – Zmarszczył czoło, jego głos stał się desperacki, pełen bólu i goryczy. Wyglądał jak wrak i Josh, wbrew sobie, poczuł litość. – Udawał, że rozumie, że jest szczęśliwy i nawet przyszedł się ze mną pogodzić i przeprosił za wszystko. Dwa miesiące później urodziłeś się i byliśmy szczęśliwi. W dokumentach zostałeś zapisany jako Joshua Alexander Snape, mój syn. Jak ja cię kochałem! – Zaczął mówić coraz szybciej, gwałtowniej, a w jego oczach pojawiło się szaleństwo. – Ale Potter tylko na to czekał! Gdy miałeś dwa miesiące poszedł do Ministerstwa i zeznał, że widział, jak cię zaniedbujemy. Byłeś wtedy chory, ale to nie była nasza wina! Potter zabrał cię wtedy na spacer i, choć o tym nie wiedzieliśmy, rozebrał cię i trzymał na marcowym wietrze tak długo, aż dostałeś zapalenia płuc. Większość ludzi nie wierzyła w moją niewinność, za to Wybraniec był ich guru. Jeśli mówi, że były Śmierciożerca robi krzywdę swojemu dziecku, to na pewno ma rację! Hermiona próbowała użyć swoich wpływów, ale Potter rozpowiedział, że od małego miała skłonności do zła, bo przecież wszyscy wiedzieli o tym, że w drugiej klasie uwarzyła Eliksir Wielosokowy, w trzeciej nadużyła Zmieniacza Czasu, w czwartej bawiła się chłopakami i ukrywała, że Skeeter jest animagiem, w piątej poszczuła Umbridge centaurami… Nie minął nawet miesiąc, gdy nam obojgu odebrano prawa rodzicielskie, a twoim opiekunem został pieprzony Potter! – Wstał gwałtownie i zaczął chodzić po mieszkaniu. Był ucieleśnieniem furii i już nie mówił, tylko krzyczał. – Przeklęty Potter został ojcem naszego dziecka! I co mieliśmy zrobić?! Próbowaliśmy wszystkiego! I kiedy mówię wszystkiego, to tak właśnie jest! Chciałem zabić Pottera, powiesić go, poćwiartować! JAK ON ŚMIAŁ ZABRAĆ NAM CIEBIE?! Ale twoja matka się nie zgadzała! I wtedy… I wtedy tu przyszedł. – To było powiedziane cicho. Ten szept po krzyku był najbardziej przerażający. Umysł Josha jeszcze nie przetrawił tego wszystkiego, ale było mu niedobrze. Bardzo niedobrze. – Powiedział, że jest sposób, by Hermiona mogła być w twoim życiu. Musiała tylko za niego wyjść i złożyć Wieczystą Przysięgę, której ja, JA!, miałem być gwarantem. Widziałem, że jest rozdarta pomiędzy miłością do mnie i obrzydzeniem do Pottera, a miłością do ciebie. Ja podjąłem decyzję za nas oboje. Byłeś naszym dzieckiem, ale to ona była matką i jeśli mogłeś mieć tylko jedno z nas… To i tak więcej, niż nic. Pobrali się tego samego dnia, a ja… Ja byłem świadkiem. – Usiadł ponownie na kanapie i zacisnął dłonie we włosach. – Potem tu wróciliśmy i złożyła Przysięgę…
Zapadła cisza, w której słychać było jedynie nierówny oddech starszego mężczyzny. Josh chciał wiedzieć więcej. Musiał wiedzieć więcej.
- I co przysięgła? Jako gwarant musisz to wiedzieć.
- Nigdy nie dotknie innego mężczyzny poza nim. Nigdy nie będzie mnie bronić, bez względu na to, co Potter będzie mówił. I… I nigdy, w żaden sposób, nie skontaktuje się ze mną, ani ja z nią.
Chłopak nie mógł w to uwierzyć. Jego tata… Harry Potter, którego zawsze idealizował, który był jego bohaterem, urządził piekło na ziemi jego mamie i człowiekowi, który wciąż ją kochał, a który był jego prawdziwym ojcem.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?
- Jeśli Veritaserum ci nie wystarczy, to w Ministerstwie powinny być dokumenty zarówno z rewizji, jak i z rozprawy, w której nam ciebie odebrano. A jeśli uwierzysz, że twoja matka mogłaby cię zaniedbać w taki sposób, to będziesz głupszy, niż Potter kiedykolwiek.
Zrobiło mu się słabo, ale szybko się w sobie zebrał. Najpierw sprawdzi, czy to rzeczywiście prawda, a dopiero później zdecyduje co robić.
- Ja… Muszę iść. Muszę to sprawdzić.
Snape skinął głową, a gdy Josh otwierał drzwi zawołał go.
- Mam wielką nadzieję, że mimo to będziesz szczęśliwy. Ja poczekam.
- Czekasz? Na co?
- Wieczysta Przysięga straci moc, gdy Potter umrze, lub zginie z ręki kogoś innego prócz mnie i jej.
- Nie mogłeś po prostu wynająć zabójcy?
Sam był zdziwiony swoim pytaniem, ale wydawało się ono logiczne.
- Nie mogę w żaden sposób przyłożyć do tego ręki. Stawka jest zbyt wysoka.
Te słowa – wypowiedziane jednocześnie zrezygnowanym i pełnym nadziei głosem – wciąż rozbrzmiewały mu w głowie, gdy czytał akta sprawy numer 17482082/1999, w których Harry James Potter składał zeznanie jakoby Hermiona Jean Granger i Severus Septimus Snape kąpali dziecko, ale go nie wycierali, a w domu panuje mróz… Pamiętał matkę. Zawsze upierała się, by ubierał szalik, nawet gdy było w miarę ciepło. Nie zrobiłaby czegoś takiego. A to oznaczało, że Snape… nie, jego prawdziwy ojciec, miał rację. Przypomniał sobie te wszystkie chwile, gdy znalazł mamę płaczącą lub widział jej czerwone i podkrążone oczy z samego rana. Ojciec… nie, Harry tłumaczył mu, że to po prostu hormony, a ona przytakiwała. Zalała go lodowata furia i aportował się.
Wszedł do domu, by przytulić matkę i powiedzieć jej, że dziękuje i że jego ojciec wciąż ją kocha. Zastał Harry’ego, który uśmiechnął się szeroko na powitanie.
- Synu! Mam nową miotłę, wypróbujemy ją? Mama poszła położyć się spać. Biedaczka, znów ma kobiece problemy.
- Nie mów do mnie „synu” – warknął. Miał dość. W jednej chwili poczuł tak silną nienawiść, jak nigdy. Ten człowiek okłamywał go całe życie i zmienił jego ukochaną mamę w parodię człowieka. – Nie jesteś moim ojcem! Odebrałeś mu mnie i wymusiłeś na mamie, by się z tobą ożeniła!
Harry Potter stał przez chwilę oniemiały, ale w jednej chwili zmarszczył brwi i rzucił mu ostre spojrzenie.
- Uważaj do kogo tak się zwracasz.
- Cofnij ją! Cofnij Przysięgę!
- Nie! Hermiona zdradziła mnie i Rona kurwiąc się ze Snape’em! Teraz ponosi za to karę!
Nawet się nie zastanowił - wyciągnął różdżkę i skierował ją na kogoś, kto jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu był dla niego wzorem. Harry Potter również wyciągnął swoją i dwóch czarodziejów mierzyło się wzrokiem. A potem w salonie pojawił się błysk światła, który na chwilę zabarwił na zielono zdjęcie trójki ludzi na plaży, jak szli i uśmiechali się radośnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Sob 21:26, 12 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lochów...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Sob 21:16, 12 Cze 2010    Temat postu:

Tekst C

Przeciwniczkom. Z przeprosinami. Miało być inaczej, przez upał wyszło tak, jak wyszło. Zakończenie jest otwarte. A błędy zwalam na UPAŁ.
I pierwszy raz przydała mi się na coś biologia...
Jest kanonicznie do epilogu siódmego tomu. Znaczy się, mniej więcej kanonicznie.
Pierwsze sceny to jedynie wprowadzenie, reszta to "prawdziwa" historia Wink
Skróty imion "Al" i "Lil" są jakby co poprawne - zgodne z moją wizją.


Czynnik Rh

Rose spojrzała z zazdrością na brata. Znów wygrał. Nie byłaby zła, gdyby ograł ją tata. To jednak był jej brat, młodszy brat na dodatek.
— Zagramy jeszcze raz? — spytał Hugo.
— Nie — jęknęła dziewczynka.
— Dlaczego? — Chciał wiedzieć.
Nie odpowiedziała, wzruszając lekko ramionami.
— Nie umiesz przegrywać — stwierdził, zbierając szachownicę i pionki.
Rzuciła mu groźne spojrzenie, mimo że doskonale wiedziała, że ma rację. Nie umiała przegrywać, zawsze tak było. Chciała być najlepsza, tak jak mama.

— Wygraliśmy! — krzyknął uradowany Hugo, zsiadając z miotły.
Rose przytaknęła mu skinięciem głowy. Rzeczywiście przed chwilą rozegrali mecz w Quidditcha przeciwko Jamesowie, Albusowi Severusowi i Lily, i wygrali. Tyle że dziewczynka wiedziała, że to nie dzięki jej. To Hugo wygrał, ona tylko mu przeszkadzała. Jak zwykle była gorsza.

Takich sytuacji było jeszcze tysiące. Rose wielokrotnie zastanawiała się, dlaczego to ona zawsze jest gorsza. Przecież była starsza. I mądrzejsza. Powinna wygrywać z bratem. Ale tak nie było. Dziewczynka nie wierzyła w przypadek, przynajmniej nie we wciąż powtarzający się przypadek. Stwierdziła wtedy, że po prostu jest dzieckiem pecha. Jej przyjaciółka, Angelina Longbottom, roześmiała się i powiedziała: „Jeśli już, to jesteś pechowym dzieckiem szczęścia”. Młoda panna Weasley pamiętała, że ona wtedy także się zaśmiała. Angie zawsze potrafiła jej poprawić humor.

Rose nigdy jeszcze nie wygrała z bratem, w czymkolwiek. Być może po prostu za bardzo chciała, być może za bardzo się starała. Jednakże nigdy, nawet wściekła, nie obwiniała go oto. Był jej bratem. Zbyt bardzo go kochała, by się na niego wkurzać.

— Mamo, dlaczego to Hugo jest zawsze alfą? — spytała pewnego razu.
Brązowowłosa kobieta uśmiechnęła się smutno.
— Bo on jest…
Nie dokończyła.
Rose nie pytała więcej. Jej mama niektórych tematów unikała, a dziewczynka nie potrafiła jej za to winić. Wszyscy mamy swoje sekrety.

~*~

Kiedy Hermiona była młodsza bardzo lubiła czytać. Teraz zresztą też, ale miała niestety mniej czasu niż kiedyś, aby poświęcać się temu fascynującemu zajęciu. Niekiedy ubolewała nad tym strasznie.
Wszystkie jej dzieci odziedziczyły to po niej. Często widywała Rose z książką w ręku, jednakże to ile czytał Hugo, graniczyło już niemalże z obsesją. Nieczęsto dało się go oderwać od książek. Zdolny był odłożyć to, co czytał na półkę, jedynie kiedy ktoś zaproponował mu grę w szachy lub Quidditcha. Choć i tak nie zawsze.
Pewnego razu Hermiona przyłapała syna na myszkowaniu na strychu.
— Czego szukasz? — zapytała.
— Czegoś ciekawego do czytania — odpowiedział.
— Nie wierzę, żebyś przeczytał już wszystkie książki, znajdujące się u nas w Bibliotece.
— Bo nie przeczytałem. — Wzruszył ramionami. — Przeczytałem wszystko, co mnie interesowało. Więcej książek o Eliksirach już tam nie ma — powiedział.
Brunetka westchnęła cicho.
Jest zbyt podobny…, pomyślała.

~*~

Pierwszy września nadszedł szybko i wakacje się skończyły. Tym razem Ron musiał odprowadzić dwójkę swoich dzieci na pociąg, który miał je zawieźć do Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
Hermiona pożegnała się z Rose i Hugonem jeszcze w domu. Dyrektor Instytutu Magicznego wymagał od niej stałych godzin pracy, tak więc nie mogła pójść ich odprowadzić. Kiedy zaczynała tam pracować, była tym strasznie podekscytowana, jako że niewielu osobom udawało się dostać tam pracę w tak młodym wieku, jednak z biegiem czasu ekscytację zastąpiło znudzenie. Praca stała się po prostu rutyną, mimo że wciąż w miarę ciekawą.
Ron przytulił Rose, która chwilę później od razu wyrwała się w stronę swoich koleżanek. Angie Longbottom i Susie Brown już na nią czekały.
Pan Weasley spojrzał na Hugona. Chłopiec pierwszy raz w życiu wyglądał na zagubionego.
— Tato, a jeśli trafię do… — Jeśli Ron spodziewał się usłyszeć „Slytherinu”, to srogo się zawiódł. — Gryffindoru?
— To będzie genialnie — oświadczył rudowłosy mężczyzna, zastanawiając się dlaczego, u licha, Hugo bał się tego, co będzie, jeśli trafi do Domu Lwa.
— Nie zrozum mnie źle, tato… ale ja tam nie pasuję… Nie jestem aż tak odważny, poza tym najpierw myślę, później coś robię — odpowiedział chłopiec.
Ron przytulił syna i spytał z uśmiechem na ustach:
— Sugerujesz, że Gryfoni nie myślą?
Hugo zaśmiał się.
— Nie… tylko działają impulsywnie — odparł. — Ja taki nie jestem, najpierw długo się zastanawiam, czy powinienem coś zrobić, dopiero później działam… Rose jest typową Gryfonką, ja nie… — W głosie jedenastolatka pobrzmiewał szczery żal. Hugo czuł się, jakby zawiódł rodziców.
— To trafisz gdzieś indziej. I tak będę cię kochał — stwierdził Ron, próbując samego siebie w myślach przekonać, że na starość nie zrobił się zbyt sentymentalny. Pan Weasley wiedział, że to prawda. Zawsze miał kochać Hugona, niezależnie kim chłopiec był.

~*~

Lily otworzyła drzwi do przedziału.
— Cześć. — Przywitała się z Hugonem.
Nie odpowiedział, spoglądając w okno.
— Znów się zamyśliłeś — westchnęła, śmiejąc się cicho.
— Hmm… co? — Odwrócił się w jej stronę.
— Nic. — Uśmiechnęła się lekko. — Jak myślisz do którego Domu trafisz? — spytała.
— Do Ravenclawu albo o Slytherinu — odpowiedział bez wahania.
Dziewczynka znów się uśmiechnęła.
— To będziemy razem — powiedziała wyraźnie zadowolona.
— Doprawdy? — Jego jedna brew powędrowała do góry.
Przytaknęła.
— Owszem. Podobno jestem mądra i wredna.
— Ciekawe, która cecha przeważa — powiedział nieco sarkastycznie Hugo, śmiejąc się.
— Wiesz, co zmieniam zdanie… Wredny to ty jesteś — burknęła. — Jeśli już będziemy razem, to w Slytherinie.

~*~

Lily trafiła do Domu Węża. Teraz, siedząc pomiędzy Alem i Hugonem, poczuła na sobie spojrzenie. James Potter spoglądał na nią ze złością wymalowaną na twarzy.
— Al, czemu James jest aż tak wściekły? — zapytała brata.
Albus Severus westchnął.
— Lil, kochana, James po prostu jest wściekły, że jako jedyny z całego naszego rodzeństwa trafił do Gryffindoru. Wolałby mieć nas przy sobie — zaśmiał się Ślizgon.
— Rose jakoś na Hugona się nie wkurza — burknęła dziewczynka.
Al ponownie się zaśmiał.
— Spójrz na Hugona i powiedz, że wysłałabyś go do Gryffindoru — powiedział.
— Nie mogę…
— No właśnie… To urodzony Ślizgon — stwierdził młody Potter.
— Co…? O mnie mówicie? — Jedenastolatek odzyskał kontakt ze światem rzeczywistym.
— I jak zwykle się zamyśla… — Albus szturchnął młodszego kolegę. — Tylko nam tu nie zaśnij.
— Póki, co nie zamierzam — oświadczył Hugo.
Lily nachyliła się nad bratem.
— On zamierza poczekać do lekcji — powiedziała poważnie.
Ślizgoni nieczęsto śmiali się tak głośno, jak tego dnia.

~*~

— Świetnie! — mruczał pod nosem wściekły Hugo. — Pierwszy dzień, a ja już musiałem zabłądzić…
Kiedy Prefekt Ślizgonów prowadził ich z kolacji do dormitoriów, rozwiązały mu się sznurowadła i chłopiec został zmuszony do ich ponownego zawiązania. W tym czasie grupka pierwszorocznych oddaliła się od niego, a on nie miał pojęcia, gdzie iść dalej.
— Zgubiłeś się, chłopcze? — Usłyszał pytanie wypowiedziane przyjaznym tonem.
Przed Hugonem pojawił się duch.
— Aaaa! — wykrzyknął jedenastolatek, cofając się odruchowo. Stracił równowagę i upadł na ziemię.
— Ducha nigdy nie widziałeś? — zapytała zjawa, kiedy chłopiec się podnosił.
Hugo pokręcił przecząco głową.
— Nieee…
— Gdzieś ty był, kiedy się ukazywaliśmy podczas kolacji? — zapytał duch, śmiejąc się.
— Zapewne bujał w obłokach — odezwał się jakiś człowieczek z obrazu, wyglądający na uczonego.
— Ja… powie mi pan, jak dojść do Pokoju Wspólnego Ślizgonów? — Zwrócił się chłopiec do ducha.
— Oczywiście, chłopcze, oczywiście… Ale pozwól, chłopcze, że najpierw pokarzę ci jedną rzecz… Chodź za mną. — Duch odwrócił się, a chłopiec pobiegł za nim, ledwo dotrzymując mu tępa.
Zatrzymali się dopiero na korytarzu na szóstym piętrze, gdzie przed nimi wyrosły, jak z podziemi, drzwi.
— A tak przy okazji… kim pan jest? — zapytał Hugo, kiedy weszli do Pokoju Życzeń.
— Imiennikiem twojego przyjaciela — zaśmiał się duch. — Wybacz, że nie zaproponuję ci dropsa, ale nie jadłem ich od parunastu lat…
Chłopiec domyślił się, że to jest Albus Dumbledore, były dyrektor Hogwartu.
— Chłopcze, podejdź do tej szafki. — Duch wskazał ręką na brązowy mebel, stojący nieopodal. — Wyjmij z pierwszej szuflady dziennik.
— Ten? — spytał chłopiec, wyjmując zeszyt w czarnej okładce.
— Tak, ten… Otwórz na pierwszej stronie — poprosił były dyrektor.
Hugo zrobił to, co prosił go Dumbledore.
— Nie rozumiem dlaczego chciał mi pan to pokazać… to jednie zdjęcia… drzewo genealogiczne rodziny Snape’a ze strony jego matki — powiedział chłopiec, udowadniając tym samym, że zna się na historii.
— Spójrz na najmłodszego członka rodu.
Hugo odkrył, że spogląda na siebie. Nawet podpis pasował. Hugo Severus Weasley.
— To ja? Przecież moim ojcem jest Ron Weasley — powiedział.
Albus pokręcił przecząco głową.
— Mylisz się. Twoja matka prawie poroniła, kiedy była w ciąży z twoją siostrą… Magomedycy oświadczyli, że nie będzie mogła więcej dzieci, że nie doniesie już żadnej ciąży z Ronem Weasleyem. Było tak dlatego, że Hermiona nie ma w swojej krwi czynnika Rh, a Ron ma. Jej układ odpornościowy uczulił przeciw czynnikowi Rh, ponieważ jest on dla jej organizmu obcym antygenem. Normalnie druga ciąża byłaby możliwa, jedynie Hermiona musiałaby być pod opieką magomedyków, jednakże, jak wiesz, twoja mama brała udział w wojnie, co osłabiło jej organizm. Dlatego też uczuliła się na czynnik Rh jeszcze podczas pierwszej ciąży, nie miała szansy na drugie dziecko Ronem, a oboje chcieli mieć wiele dzieci. Rozumiesz wszystko do tej pory? — spytał Dumbledore, kiedy zobaczył nieco zagubiony wzrok chłopca.
Hugo przytaknął, choć niektórych pojęć nigdy wcześniej nie słyszał.
— Sprawa przedstawia się tak, że każdy duch może spełnić raz jeden jedno życzenie. Hermiona wybłagała Severusa Snape’a, aby został ojcem jej dziecka — kontynuował były dyrektor Hogwartu.
— Ale… — zaczął chłopiec, Albus mu jednak przerwał:
— Wiem o co chcesz spytać… Może wydaje się to nierealne, jednak duch może zostać ojcem dziecka czarownicy. Największy czarodziej, Merlin, obdarzył kiedyś wszystkie duchy łaską, pozwalającą na wprawienie kobiety w stan błogosławiony. Nieczęsto jednak duch się zgadza przekazać tę łaskę jakiejkolwiek kobiecie z racji tego, że dziecko jego jest niebywale podobne do niego, a przecież nigdy nie pozna swego ojca, przynajmniej nie jako człowieka z krwi i kości.
— Dlaczego mama poprosiła o to akurat ducha Snape’a? — spytał chłopiec smutnym głosem. Wszystko w co wierzył nie było do końca prawdą. Jego rodzice go okłamali.
— Wydaje mi się… — Dumbledore zawahał się przez moment, nie wiedząc, czy może zdradzić aż tak wiele. — Wydaje mi się, że twoja mama kiedyś coś do niego czuła — dokończył.
— I on się tak po prostu zgodził? — spytał zdziwiony Hugo. Od wszystkich zawsze słyszał, że Snape nieczęsto zgadzał się na cokolwiek.
Albus przytaknął.
— Chodź on się do tego nigdy nie przyzna, też coś do niej czuł.
— A więc moim ojcem jest Severus Snape — westchnął cicho Hugo.
— Biologicznym ojcem — poprawił go Dumbledore. — To Ron Weasley wraz z Hermioną cię wychował. On też jest twoim ojcem.
Hugo uśmiechnął się lekko, w duchu przyznając mu rację.

~*~

— Co robisz? — zapytała Lily przyjaciela, kiedy ten skrobał coś zawzięcie na kawałku papieru.
— Piszę do mamy — mruknął chłopiec.
W końcu Hugo odłożył pióro i spojrzał na efekt swojej pracy.

Mamo,
dlaczego mi z tatą nie powiedzieliście, że jestem synem Severusa Thobiasa Snape’a?
Mogliście mi powiedzieć. Naprawdę bym wciąż Was kochał. Kocham Was nadal. Ale więcej nie kłamcie, dobrze?
Mamo, kochałaś kiedyś Severusa Snape’a?
Poza tym skoro już nie jestem spokrewniony z Lily, to nie zdziwcie się jeśli kiedyś zostanie moją żoną. Ładna jest. I pewnie kiedyś będzie jeszcze ładniejsza.

Całuję,
Twój syn, Hugo Weasley

PS. Ucałuj ode mnie tatę.


— Tak szybko się za nią stęskniłeś? — Zaczął śmiać się z kolegi Al, a Lil mu zawtórowała.
— Nie. Ja tylko domagam się od niej odpowiedzi — odparł nieco tajemniczo.

~*~

Pierwszą ich lekcją miały być Eliksiry, jednak Hugo nie skierował się do lochów.
— Hugo, gdzie ty idziesz? Al mówił, że Eliksiry są w podziemiach! — krzyknęła za nim Lily.
— Wiem — oświadczył chłopiec. — Ale mam coś innego do załatwienia.
Lil westchnęła, jednak nie zapytała, co takiego jest ważniejsze od lekcji. Wiedziała, że Hugo jej i tak później o wszystkim powie.
— Domyślam się, że chcesz abym cię kryła.
— Jakbyś mogła. — Uśmiechnął się do niej zabójczo.
— Niech ci będzie… Ale co mam powiedzieć profesorowi? — spytała jeszcze.
— Ufam ci. Coś wymyślisz.

~*~

— A więc przyszedłeś. — Usłyszał Hugo, kiedy otworzył drzwi na Wieżę Astronomiczną.
— Tak, ojcze. Dumbledore powiedział, że cię tutaj znajdę.
— Co chcesz wiedzieć? — zapytał duch Severusa Snape’a, odwracając się w stronę czarnowłosego chłopca.
— Kochałeś ją?

Koniec


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Sob 21:45, 12 Cze 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lochów...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Sob 21:18, 12 Cze 2010    Temat postu:

Oceniacie prace tutaj w tym temacie (sposób podany na górze) do 25 czerwca.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Sob 21:27, 12 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inor
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 01 Paź 2009
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sypialnia Severusa...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Nie 11:35, 13 Cze 2010    Temat postu:

Coolness, tak się nie da oceniać! Błagam, zrób zwykłe przyznawanie od 1 - 10 dla kazdego bo można oszalec, serio. Bo wszystkie są bardzo zgodne z tematem, a 10/3 nie daje liczby wymiernej w wyniku!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lochów...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Nie 13:09, 13 Cze 2010    Temat postu:

Uwaga! Sposób oceniania zmieniony na bardziej przystępny za propozycją Inor. Każdemu tekstowi można najwięcej przyznać po 50 punktów (po 10 w poszczególnych kategoriach - więcej u góry).


ness.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Nie 13:10, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inor
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 01 Paź 2009
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sypialnia Severusa...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Czw 22:18, 17 Cze 2010    Temat postu:

Jestem, jak widze, pierwszą odważną.

Zacznę od tekstu C:

- zgodność z tematem: 10, jak i reszta tekstów. tego nie mozna zarzucic w tym konkursie nikomu.
- orginalność: 7, pomysł z ojcem - duchem mało popularny, przynajmniej ja jedynie usłyszałam o takim opowiadaniu od Mrocznej i to anglojęzycznym. Nie mniej, w takich sytuacjach Hogwart bardzo czesto jest źródłem informacji.
- kanon: 6 Dumbledore mi zgrzytał. Snape, choć nie do końca kanoniczny, chyba ( według mnie) mógłby się tak zachować.
- poprawność: 4, Tu czasem było gorzej. Nie będe wypisywac przykładów, ale zdarzały się błedy.
- punkty dodatkowe: 2, Za ducha i smutnego, dojrzałego po śmierci Severusa.

Tekst B:
- zgodność z tematem: 10.
- oryginalność: 9, - Harry jest zły, to nieczęsto sie zdarza. Z przysięgami się spotykalam, chociaż nie na tym gruncie. Cały misterny plan, to majstersztyk.
- kanon: 8, Harry niekanoniczny, ale mnie pasuje. Nie lubie Go po prostu. Jednak reszta wydaje się w porządku.
- poprawność: 9, Prawie nic nie zauwazyłam, serio.
- punkty dodatkowe: 9, zachwycił mnie pomysł. Do tego stopnia, że przed niższa ocena nie moglam sie powstrzymac. A otwarte zakończenie równiez mnie cieszy.

Tekst A:
- zgodność z tematem: 10.
- oryginalność: 6, pomysł z grobem był fajny, ale listy są czestospotykane. Poza tym fabuła mnie nie zachwyciła. Podoba mi sie też zmiana perspektyw. Ale śmierć w Bitwie w czyjejś obronie zbyt często sie zdarza.
- kanon: 9, Jest. Rzadko cos zgrzyta.
- poprawność: 7, podoba mi sie styl, ale zauważyłam niewielkie błędy.
- punkty dodatkowe: 6, Za anioła, bardzo kanoniczną, według mnie, Hermionę, gróg z aniołem.

Inor, podliczaj punkty, ja Cię proszę. /ness


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
epbrod
Spędzi Sylwestra 2011 z Severusem!



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z lochów Hogwartu
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Pon 16:38, 21 Cze 2010    Temat postu:

To ja może zacznę od początku...

TEKST A
-Zgodność z tematem - 10 ( zgadzam się co do tego z Inor - wszystkie dałyście radę)
-Oryginalność - 7, jednoczesne podobieństwo Teo do Severusa i Rona to jest obrazoburstwo Smile, ale się z tym nie spotkałam. Dość wciągająca historia.
-Kanon - 9, może i coś nieco zgrzyta, ale nie przeszkadza (a ja nie jestem specjalistą od kanonu).
-Poprawność - 8, znalazłam jakieś usterki, ale niezbyt rażące
-Punkty dodatkowe - 7 , za wyrozumiałego Rona i lekkość czytania.

TEKST B
- Zgodność z tematem - 10
-Oryginalność- 10, jak dla mnie brzydki, niegrzeczny Harry zasługuje na 10, bo ja się z takim nie spotkałam.
- Kanon - 3, z tych samych powodów, co 10 za oryginalność.
-Poprawność - 9, nic nie pamiętam ze złych rzeczy, ale zostawiam sobie margines błędu.
-Punkty dodatkowe - 8, za całokształt.

TEKST C

-Zgodność- 10, jak wyżej
-Oryginalność - 7, z Hamletem mi się za bardzo kojarzy Smile
-Kanon- 7, Dumbo nie był sobą, biedaczek Smile
-Poprawność - 5, sporo usterek i Severus chyba by nie zaczął zdania od "a więc" Smile
-Punkty dodatkowe -3, za pracę w upale, pewnie dlatego tak "duszno".

Podsumowując, moim zdaniem:
Tekst A - 41
Tekst B - 40
Tekst C - 32


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez epbrod dnia Pon 17:03, 21 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lochów...
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Pon 20:23, 28 Cze 2010    Temat postu:

Wyniki:

Tekst A (by Loss): 79
Tekst B (by mroczna): 85
Tekst C (by ness): 61

Podsumowując, zwyciężyła mroczna! Gratulujemy! Tak więc, niniejszym mroczna przejmuje rangę "Mistrza pióra", aż do czasu roztrzygnięcia kolejnego konkursu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.sshg.fora.pl Strona Główna -> SS/HG Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin