Forum www.sshg.fora.pl Strona Główna

www.sshg.fora.pl
Forum dla fanów paringu Severus Snape i Hermiona Granger
 

[NZ] Tuś

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.sshg.fora.pl Strona Główna -> Fanfiction SS/HG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Loss.
Umęczony Praktykant



Dołączył: 03 Maj 2010
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Snaperka

PostWysłany: Śro 13:27, 22 Wrz 2010    Temat postu: [NZ] Tuś

Na prośbę Christ - proszę państwa, oto "Tuś", czyli komedia nieobliczalna (mniej więcej jak jej autorka). Wink

***

Część pierwsza


Severus miał wszelkie powody, by przypuszczać, że żona go nie kocha. Było to głupie z jego strony, ponieważ rzeczona żona zapewniła go o swojej miłości niezliczoną ilość razy, nim wreszcie zdołał wyrzucić ją za drzwi, tym samym wyprawiając do pracy po raz pierwszy od czasu, gdy urodził się ich syn. Mimo wszystko właśnie tak myślał, ponieważ tu pojawiał się problem, przez który Severus prowadził poważne rozważanie na temat tego, jak bardzo mąż powinien ufać żonie i czy w ogóle powinien jej ufać, gdy mówi, że znalazła wykwalifikowaną opiekunkę, która zajmie się ich dzieckiem, a co za tym idzie - czy żona ta kocha go w ogóle, skoro naraża go na taki szok estetyczno-moralny?

Severus patrzył na obiekt stojący przed nim i stwierdził w myślach, że musi przeprowadzić poważną rozmowę z Hermioną na temat tego, kogo zatrudnia w tym domu za (wciąż) jego ciężko zarobione pieniądze.

Przed nim stała nastolatka, lat najwyżej piętnaście, z kolczykami gdzie popadnie, mocnym makijażem i zapalonym papierosem w dłoni. Delikwentka była ubrana w kawałki kolorowych ścierek, dziurawe rajstopy i wielkie, wojskowe buty. Patrzyła na niego z jawną kpiną, trochę przekrwionymi oczami, zza wielkich okularów w jasnoczerwonych oprawkach, najwyraźniej zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że w stojącym przed nią człowieku właśnie dojrzewa decyzja o wyciągnięciu różdżki i odesłaniu jej kolorowej, dziurawej i znikotynizowanej osoby w zaświaty.

- Bry. Pan Snape, ta? - Dziewczyna sondowała go spojrzeniem i skrzywiła się nieprzyjemnie, co sprawiło, że wyglądała jeszcze dziwniej i bardziej odrzucająco, niż wcześniej. O ile to w ogóle było możliwe. - Jestem nianią. Z agencji. Przyszłam zająć się dzieckiem.

Miał ochotę trzasnąć ją drzwiami w twarz i nie był pewien, czy powstrzymała go wizja wizyty na mugolskim komisariacie policji, czy majaczący gdzieś na obrzeżach jego świadomości wyraz twarzy Hermiony, gdyby dowiedziała się, w jaki sposób potraktował tę smarkulę.

- Dzień dobry - odpowiedział grobowym tonem, mając nadzieję nie eksplodować w ciągu następnych kilku sekund. - Zmieniliśmy z żoną plany. Opiekunka nie będzie potrzebna.

- Zajebiście! - sarknęła młodociana posiadaczka nowotworu płuc, chuchając Severusowi w twarz dymem z papierosa. - Trza było dzwonić. Nie jechałabym tu, do cholery...

- Następnym razem zadzwonimy. - Starał się brzmieć spokojnie, ale szczypiące od dymu oczy i fakt, że dziewczyna po chwili rzuciła niedopałek w rabatkę jakiegoś zielska, które Hermiona pielęgnowała z nabożną czcią, przeważył szalę.

- Żegnam panią - warknął, patrząc smarkuli w oczy i mając złudną nadzieję, że padnie martwa.

Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Zamiast tego dziewczyna rozdziawiła lekko usta, wytrzeszczyła oczy i wydała z siebie jakiś niezidentyfikowany skrzek, przez co zaczęła przypominać bardziej żabę, niż człowieka, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem w stronę furtki, ani razu nie oglądając się za siebie. Severus obserwował ją uważnie, dopóki nie zniknęła mu z oczu, po czym zamknął drzwi i westchnął ciężko.

Przeszedł przez zawalony rzeczami Hermiony przedpokój, uważając, by nie zabić się na poprzewracanych butach bałaganiarskiej małżonki, po czym wszedł do salonu, gdzie na pluszowym, ciemnozielonym dywanie niedaleko kominka siedział jego dwuletni syn i z wyraźnym skupieniem na pucołowatej buzi, usiłował włożyć drewniane klocki w różnych kształtach do odpowiadających im otworów.

Gregory Snape - nazywany przez matkę "Greg", a przez ojca "wrzaskliwym pulpetem" - zdawał się być ucieleśnieniem marzeń każdego rodzica, choć Severus skłaniał się bardziej ku tezie, że powinno się pisać horrory na podstawie zachowania tego małego koczkodana.

Otóż Greg, gdy bardzo czegoś chciał, zaczynał się wydzierać i potrafił wrzeszczeć tak długo, dopóki jego matka nie zdołała wlać mu do ust Eliksiru Uspokajającego. W swojej poważnej, dwuletniej wściekłości był w stanie sprawić, że wszystkie naczynia i sztućce w domu urządzały sobie polowanie na głowy jego rodziców i ganiały ich po niemal całym domu, w akompaniamencie donośnych wrzasków, zmieszanych ze spazmatycznym szlochem. Dodatkowo uwielbiał wyrywać swojemu ojcu włosy, gryźć go w palce i nos, drzeć mu się do ucha, kopać, gdy ten usiłował założyć mu skarpetki lub buty, opluwać akurat wtedy, gdy Severus miał na sobie czystą koszulę i robić wszystkie inne rzeczy, które małe dzieci lubią robić, by utrudnić rodzicowi życie. Hermionie dawał się we znaki w zupełnie inny sposób - uciekał na spacerach, niemal wpadał pod samochody, nie uznając trzymania za rękę za dobry pomysł i wrzucał do koszyka wszystko, co popadnie, gdy tylko kobieta spuściła go na chwilę z oka podczas zakupów.

Na całe szczęście Severus nie musiał przeżywać ze swoim dzieckiem koszmarnego sam na sam - zawsze na podorędziu była Hermiona.

Aż do dzisiaj - przemknęło mu przez myśl - łudziłeś się, Severusie, że dziecko urośnie i ucieknie z domu, nim ty będziesz miał wątpliwą przyjemność się nim zająć.

Cóż, najprościej rzecz ujmując: Greg Snape był małym, złośliwym chochlikiem o wyglądzie aniołka w wersji niger, którego matka usiłowała zdyscyplinować, a którego ojciec unikał jak diabeł wody święconej.

"Wrzaskliwy pulpet", "mały chochlik", "pomiot piekielny", "cholerny koczkodan", "twoje dziecko" i tym podobne określenia, kierowane pod adresem Grega, były w zamierzeniu pieszczotliwe i chłopiec zdawał się o tym wiedzieć. Czego, z całą pewnością, nie można było powiedzieć o jego matce, która za każdym razem, gdy Severus w złości lub na powitanie zwracał się do syna w ten sposób, zaczynała wykład z grupy umoralniające o tym, jak to źle wpływa na prawidłowy rozwój dziecka i jego postrzeganie świata. Jakby Severusa bardzo obchodziło w jaki sposób jego dwuletni syn postrzega świat w momencie, gdy wyrywa ojcu włosy garściami, wrzeszcząc przy tym jak dusza potępiona.

Westchnął ponownie, wiedząc, że z jakiejkolwiek pracy dzisiaj nici.

Usiadł na podłodze naprzeciw syna i obserwował w milczeniu mocującego się z zabawką chłopca. Dziecko, pochłonięte poważnym problemem ("Dlaczego klocek-gwiazdka nie chce się zmieścić w otworze-kółeczku?"), zupełnie nie zwracało na niego uwagi, co gwarantowało jeszcze chwilę zbawiennej ciszy.

W międzyczasie do salonu przedostał się również ich pies, drugie najbardziej kochane i nieznośne stworzenie, zamieszkujące jego dom.

Ricky był mieszanką labradora z husky. Miał beżową, gęstą sierść, nawiedzone, niemal białe oczy i ważył osiemdziesiąt funtów, przez to, że jego pani nie dostrzegała subtelnej różnicy między "dokarmianiem" a "przekarmianiem". Przy okazji roztaczał wokół siebie niezbyt przyjemną dla wrażliwego nosa Severusa woń, ponieważ nie zdarzyło się jeszcze, żeby Ricky przepuścił okazję wykąpania się podczas spaceru w bajorze lub wytarzania w jakiejś podejrzanej substancji. Dla tego psa wszystko, co cuchnęło, było niezwykle atrakcyjne.

Pies położył się na podłodze, kładąc Severusowi mordę na kolanach i patrząc na niego wielkimi, białymi oczami z wyraźnym uwielbieniem. Mężczyzna odruchowo pogłaskał go po głowie, co Ricky skwitował sapnięciem pełnym zadowolenia. Na całe nieszczęście, dźwięk ten oderwał Grega od mocowania się z klockami i zwrócił jego uwagę na siedzącego na podłodze ojca.

- Tusiu, dzie jest nana? - spytał podejrzliwie. Para bursztynowych ocząt spoczęła na Severusie.

- W domu. Nie przyjdzie - odpowiedział powoli, woląc nie dawać synowi powodów do podejrzeń w sprawie tajemniczego zniknięcia jego (z pewnością) niepoczytalnej i (na całe szczęście) niedoszłej opiekunki.

- Cemu? - zapytał chłopiec, marszcząc brwi i przechylając lekko głowę. Dokładnie to samo, w tym samym momencie, zrobił Ricky. Wyglądało to co najmniej dziwnie.

- Źle się czuła - zełgał gładko Severus, czochrając synowi włosy na głowie i uśmiechając się do niego lekko. - Dzisiaj jesteśmy we dwóch.

- Cemu?

- Mama poszła do pracy. - Wziął chłopca na ręce i ruszył z nim do kuchni, licząc naiwnie na to, że litania "Cemu?" skończy się szybciej, niż zazwyczaj. Niestety, jak zwykle w takich wypadkach, się przeliczył.

- Cemu?

- Bo musi pracować.

- Cemu?

- Żeby zarabiać pieniądze - warknął Severus, sadzając Grega w dziecięcym krzesełku i rozglądając się po kuchni w poszukiwaniu dziecięcej kaszki. Wybiła dziewiąta i była najwyższa pora, by zjeść drugie śniadanie.

- Cemu?

- Bo mama lubi wydawać pieniądze, a żeby je wydawać, najpierw musi iść do pracy i je zarobić.

- Cemu? - Chłopiec wychylił się lekko z krzesełka i z wyraźnym zainteresowaniem przyglądał się ojcu, który miotał się po kuchni i zaglądał do wszystkich szafek po kolei, robiąc przy okazji niemało hałasu.

- Greg... - Severus obrócił się i obdarzył syna wyjątkowo chłodnym spojrzeniem, mając nadzieję, że dzięki temu dziecko wreszcie będzie cicho i da mu pomyśleć.

Greg przyglądał mu się jeszcze chwilę z wyrazem twarzy wskazującym na to, że zastanawia się, czy męczyć rodziciela dalej, czy dać mu spokój.

- Piciu - zażądał w końcu, najwyraźniej zmieniając taktykę. Severus warknął coś bliżej nieokreślonego pod nosem, nalewając jabłkowego soku do niebieskiego kubeczka w kolorowe kaczuszki. Podał go dziecku, wracając do poszukiwania kaszki. Niestety, wyglądało na to, że Hermiona miała zamiar zostawić ich syna z niespełna władz umysłowych nianią bez żadnego pożywienia.

Zgrzytnął zębami, mieląc w ustach przekleństwa, po czym wyciągnął, wciąż raczącego się sokiem, Grega z krzesełka i zaniósł do łazienki. Trzeba było wyjść na zakupy, a chłopiec był wciąż w piżamie. Notabene zielonej w srebrne wężyki i niezbyt czystej po urzędowaniu na dywanie w salonie.

Zabrał Gregowi kubek z cichym "cmok!", gdy smoczek zamontowany na końcu kubeczka wydostał mu się z buzi, za co dziecko spojrzało na Severusa z niemym wyrzutem.

Napuścił trochę wody do wanny, rozebrał chłopca i wsadził go do wody. Niestety, zapomniał, że kąpanie Grega jest procesem bardzo bolesnym, ponieważ dziecko - w wyniku zetknięcia z wodą - zaczynało płakać i machało wszystkimi czterema kończynami, rozchlapując wodę po całej łazience. Oczywiście, ta kąpiel nie mogła zbyt mocno odbiegać od standardów, więc już po chwili całe pomieszczenie wypełniło się rozpaczliwym piskiem, a łzy jak grochy popłynęły po okrągłej buzi.

Severus, który kucnął obok wanny, już po chwili był cały mokry i autentycznie wściekły, czego drący się jak stare prześcieradło Greg zdawał się w ogóle nie dostrzegać. Mężczyzna wypluł wodę, odgarnął z twarzy mokre włosy i odetchnął kilka razy, zbierając w sobie cierpliwość.

Salazarze, to nie może być mój syn...

- Cisza! - zagrzmiał po chwili, widząc, że chłopiec nie ma zamiaru się uspokoić.

Buzia Grega zamknęła się samoistnie z cichym kłapnięciem. Dziecko przestało się wydzierać, choć wciąż płakało (tyle, że bezgłośnie) i patrzyło na swojego ojca z miną "Skrzywdzona niewinność". Snape starał się nie zwracać na to uwagi. Umył szybko chłopca, wytarł go miękkim ręcznikiem i zaniósł do dziecięcego pokoju, gdzie postawił go na podłodze i zabrał się za poszukiwanie ubranek.

Greg szybko wywinął się z ręcznika. Goły i wesoły biegał w koło po pokoju, wydając z siebie radosne kwiki i zupełnie zapominając o tym, że jeszcze chwilę temu przeżywał swój mały, życiowy dramat.

Severusowi udało się wreszcie znaleźć jakieś ubranie. Problem polegał na tym, że teraz należało ubrać w nie dziecko, które bawił się właśnie w naturystę. O dziwo, udało mu się dość szybko złapać chłopca i założyć mu pieluchę, majtki, krótkie spodenki oraz koszulkę. Przy skarpetkach pojawiła się pewna różnica poglądów - Severus mówił im głośne "Tak!", natomiast Greg wrzeszczał znacznie głośniejsze "Ne!". Licytacja trwała, dopóki Severusowi nie skończyła się cierpliwość i nie złapał dziecięcia pod pachę. Skarpetki zostały na siłę założone.

Później przyszła kolej na zakładanie butów, w czasie którego młody Snape niemal złamał ojcu nos. W końcu, po piętnastominutowym mocowaniu się z dzieckiem i psem, który zaczął głośno domagać się spaceru, mogli wreszcie opuścić dom.

Severus, z Gregiem na rękach i Ricky'm na smyczy, szedł w dół ulicy, w stronę jedynego w okolicy sklepu spożywczego i zastanawiał się, jakim cudem jego żona radziła sobie z tym szarlatanem.

On opiekował się nim sam tylko raz w życiu, gdy Greg miał roczek i Hermiona wybrała się z Ginewrą Malfoy na zakupy. Było to dla niego długo tak traumatycznym przeżyciem, że aż do dzisiaj wzbraniał się przez zostaniem z synem sam na sam. Oczywiście opiekował się nim, ale zawsze w towarzystwie Hermiony, która zabierała go od niego, gdy Severusowi zaczynało brakować cierpliwości. Teraz natomiast miał przed sobą perspektywę całego dnia, który miał spędzić na uganianiu się za Gregiem i pilnowaniu, by syn nie rozniósł mu domu.

Westchnął po raz kolejny tego dnia, powtarzając w myślach wspak składki i sposób przygotowania Eliksiru Wielosokowego, w czasie, gdy Greg przechylał się przez jego ramię, usiłując dosięgnąć psiego ogona i dosłownie wył z uciechy, a ich przygłupi pies poszczekiwał i co chwila właził Severusowi pod nogi, przez co mężczyzna kilka razy prawie wywinął orła na zabójczo równym chodniku.

Spokojnie, tylko spokojnie... Zachowaj spokój. Nie udusisz Hermiony. To nie jest wcale dobry pomysł. Wcale, a wcale... Rzucenie w nią Avady też ci w niczym nie pomoże, Severusie... - powtarzał w myślach, jak mantrę, starając się przekonać samego siebie co do prawdziwości tych słów. Niestety, siła jego autosugestii nie sięgała tak daleko.

Przywiązał Ricky'ego do drzewa i z obciążeniem w postaci dziecka, wszedł do sklepu. Był to zwykły, najzwyklejszy mugolski sklepik osiedlowy, w którym można było nabyć szybko i tanio najpotrzebniejsze towary. Właścicielem tego przybytku był Colins - staruszek, który mógłby uchodzić za równolatka Dumbledore'a, gdy ten jeszcze żył. Przy okazji miał równie irytująco dobroduszny uśmiech, a jego oczy błyszczały w podobny sposób, co sprawiało, że Severus unikał tego miejsca i wolał załatwiać sprawunki wszędzie indziej. Zamordowanie Albusa wciąż było dla niego jednym z najboleśniejszych wspomnień i nie lubił do niego wracać.
Niestety, tym razem nie miał czasu na bieganie na drugi koniec miasteczka lub teleportowanie się do Londynu. Greg w każdej chwili mógł zażądać jedzenia, a perspektywa ta wprawiała niezbyt doświadczonego ojca w stan przerażenia. Poza tym Severus czuł, że jeszcze odrobina wrzasków, a zwiędną mu uszy, czego wolał uniknąć.

- O, pan Snape. Miło pana widzieć. - Starszy mężczyzna uśmiechnął się do niego wesoło i mrugnął do Grega, na co chłopiec się zaśmiał. - Co podać?

- Kaszkę - warknął Severus.

- Jaką? - zapytał Colins, taktownie ignorując podły nastrój i stanowczo pesymistyczne nastawienie swojego klienta, przechodząc pod półkę z całą masą kolorowych paczuszek, od których widoku Severusowi zrobiło się słabo. Nie miał bladego pojęcia, czym się żywi jego syn!

- Co kupuje u pana moja żona? - zapytał, czując się jak skończony idiota.

- Hermiona zazwyczaj wybiera tę - potrząsnął torebkę z niebieskim, pluszowym misiem - ale ja polecałbym panu tę.

Podszedł z powrotem do lady z kasą. W dłoniach trzymał proste, białe pudełko z czerwonym napisem "Kaszka manna o smaku malinowym" na przedzie.

- Jest tańsza i zdrowsza. Będzie brzdącowi smakować. - Po czym nie czekając na odpowiedź ze strony Severusa, skasował opakowanie i wsadził je do foliowej torby. - Dwa funty.

Severus wygrzebał z kieszeni portfel, a z portfela należność, woląc nie zastanawiać się nad tym, ile kosztuje kaszka z misiem. Stwierdził, że ta wiedza nie jest mu naprawdę do niczego potrzebna.
Skinął staruszkowi głową i opuścił sklep. Greg wychylił mu się przez ramię, machając do zapewne uśmiechniętego sprzedawcy. Przez budynkiem warował Ricky, który na ich widok poderwał się z miejsca i zaczął głośno szczekać, machając przy tym energicznie ogonem. Mężczyzna odwiązał go i prawie się wywalił, gdy osiemdziesiąt funtów żywej masy pociągnęło go za sobą w stronę domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
epbrod
Spędzi Sylwestra 2011 z Severusem!



Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z lochów Hogwartu
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Śro 19:32, 22 Wrz 2010    Temat postu:

Tuśnęłam już "Tusia" na twoim lossowym. Świetnie napisane, ale u ciebie to żadna nowość Smile. Świeże i ciekawe podejście do tematu, niemal umarłam ze śmiechu. Szczególnie widzę oczyma wyobraźni minę Severusa na widok niani, której miał powierzyć swoje "dzieło". No i oczywiście świadome odkrywanie rodzicielstwa. Biedny Snape rzucony na głęboką wodę bez koła ratunkowego.


króóótkooo! oczekuję czegoś dłuższego. jeszcze 2-3 linijki i dam spokój. christ

Poprawiłam, nie krzycz Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez epbrod dnia Śro 21:22, 22 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
christabelle
Mistrzyni Eliksirów
Mistrzyni Eliksirów



Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Opole
Płeć: Snaperka

PostWysłany: Śro 20:55, 22 Wrz 2010    Temat postu:

Przeczytałam i dziękuje za dodanie! Konstruktywniej będzie za czas jakiś, jak się ogarnę.

Ale ogółem jest zabawnie i luźno. Podoba mi się


Edit[1.10.20r]:
Pisałam już z Tobą o Tusiu na gadu. No i nie zmieniłam swojego zdania o nim. Nadal mi się podoba. Mimo, że kocham - wręcz wielbię - opowiadania o Hermionie-uczennicy i Severusie-nauczycielu, naprawdę fajnie jest przeczytać opowiadanie o ich późniejszym życiu. Nawet jeśli nie występuje w nim (póki co) Hermiona.
Cóż, nie wiem co mogę jeszcze napisać. Błędów nie widziałam, nawet ich nie szukałam, ale kiedy czyta się coś ciekawego, nie zwraca się uwagi na pisownię, prawda? Smile

Czekam, na dodanie drugiego i kolejnego rozdziału.

Pozdrawiam, christ.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez christabelle dnia Pon 20:50, 04 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kruszynka85
Kandydat na mięsko kociołkowe



Dołączył: 06 Lip 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubuskie

PostWysłany: Czw 19:02, 23 Gru 2010    Temat postu:

Fajne i lekkie opowiadanie. Chyba nie widzi mnie maly lek Severusa przed malym dzieckiem, kazdy swiezo upieczony tatus chyba tak ma. Wiekszosc rzeczy przy dziecku zawsze robi mama wiec nic dziwnego ze ojciec czuje sie potem zaklopotany i nieporadny....nawet taki twardziel jak Severus.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.sshg.fora.pl Strona Główna -> Fanfiction SS/HG Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin